środa, 26 września 2012

Rozdział VII

 Siedzimy z Louise'em na skale i wpatrujemy się w fale rozbijające się o nią. Co jakiś czas zostajemy pokropieni wodą i śmiejemy się. Zastanawiam się co z Nelly, co z tatą i co z Audrey, Rachel i Skyler. Z moimi plecami już lepiej. Eleonor i Lorrida, opalona dziewczyna Sama, właściciela domu, zajęły się mną. Po południu mamy lecieć dalej. Jednakże boję się podróży. Nie chcę lecieć w ramionach Louise'a ponad chmurami, lub w deszczu. Mam również świadomość tego, że gdy przylecimy na Biegun będzie mi potwornie zimno. Nie będę miała się kiedy przebrać. No i jak zabierzemy ubrania? Czy Louise ma jakiś schowek w tych swoich wielkich, czarnych skrzydłach? I jak to jest, że podczas nocy chce mnie zabić? Tyle pytań... Wstaję i z rozłożonymi rękami na boki balansuję po skale. Louise przygląda mi się i jest w pełni gotowy, aby mnie złapać, gdy będę spadać.
 - Lou? - pytam, gdy widzę, że odwraca głowę w stronę domu. - Czy oni wiedzą, że ty jesteś...?
 - Tak. Jesteśmy kwita. Ja wiem, że oni są wilkołakami, a oni wiedzą, że jestem Aniołem Ciemności, tak jakby... - wzdycha.
 - Co? Jak to tak jakby? I, oni są wilkołakami?! - mówię cichutko.
 - Tak. O każdej porze dnia, jeżeli są źli, smutni, nie wytrzymują lub tak po prostu mogą się zmienić w wilka. Tylko trochę większego...
 - Jesteście wrogami? - siadam obok niego i opieram głowę na jego kolanach.
 - Z natury tak. Ale teraz mamy wspólnego wroga i zwolennika. - patrzę na niego pytająco. - Kiedyś ugryzł mnie... wampir. Chodziłem wtedy z Lorridą, to była zakazana miłość. - śmieje się. - Ja byłem Aniołem Ciemności, a ona wilkołakiem. Byliśmy w lesie. To było cudowne. Ja leciałem, a ona biegła na czterech łapach. O drzewo stał oparty pewien mężczyzna. Spojrzałem na niego i schowałem skrzydła. Lorrida szybko zmieniła się w człowieka. Mężczyzna zapytał o drogę. Lori odwróciła się, aby mu ją pokazać, a on rzucił się na nią. Oczywiście wszcząłem walkę. Odrzuciłem Lorridę na bok i walczyłem. Zadrapałem go, a on mnie ugryzł. Przez to nie jestem zwykłym Aniołem Ciemności. To takie jakby połączenie, Anioła z wampirem. - przez całą historię Louise głaszcze mnie po włosach i rękach. Wydaje mi się, że coś się w nim zmieniło.
 - A on? - wyrywam go z zadumy.
 - Co on?
 - Umarł? - Louise śmieje się ze mnie i całuje w włosy. Trochę dziwnie się z tym czuję. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie dotykał, nie darzył taką miłością.
 - Nie tak łatwo zabić wampira. Nie umarł, ale przez zadrapanie stracił większość mocy. Nadal żyje i jest naszym wrogiem. Lorrida połączyła mnie i Sama więzią sojuszu. Dopóki Aaron żyje, my nie walczymy.
 - Pijesz krew? - Idiotko! Co ty gadasz!
 - Nie. Zabijam. Jestem bardziej demonem niż Aniołem Ciemności. To dało ugryzienie. I to, że czuję twoje emocje. Potrafię także nawiązywać rozmowy z duchami i przywoływać je. Oraz wywoływać zmiany pogody, wskrzeszać ogień i zmieniać wodę w lód.
 - Co? - patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. - Pokaż.
 Patrzę na jego skupioną twarz. Nagle na plecach czuję lizanie wiatru. Patrzę w niebo i widzę, że chmury rozsuwają się i wychodzi słońce. W palenisku obok nas nagle rozpala się ogień, a kropelki wody rozbijającej się o skały zmieniają się w kryształki lodu.
 - Jejku! - krzyczę i wstaję. Louise obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
 - To nie ma znaczenia. - szepcze.
 - A co ma? - wpatruję się w jego czarne oczy.
 - To, że jestem tu z tobą i ty o tym wiesz. - wtula głowę w moje blond włosy i całuje je. Jest mi tak przyjemnie... Ale czy go kocham? Nie wiem... Przecież sprawia mi przyjemność jego obecność, ale tak mało go znam...
 - Ta karteczka, ten liścik jest od ciebie? - przypominam sobie o zajściu w kuchni.
 - Jaki liścik? - pyta, patrząc w błękitne oczy, w których odbija się jego twarz.
 - Ten, który był w mojej kuchni. Który znalazłam z Rachel i Skyler i była tam groźba...
 - Nie. Pewnie Paul ci go podłożył. Mój kolega. - powiedział pokazując cudzysłów przy słowie kolega.
 - Też jest aniołem?
 - Tak. Ale słabszym ode mnie. - mówi z goryczą.
 - A jest ktoś silniejszy? - śmiejąc się pytam.
 - Nie. - odpowiada całkiem poważnie.
 Mój humor ulatuje i nie wierzę, że to prawda.
 - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to w jakieś dziesięć sekund. - mówi smutno.
 - Dlatego uciekamy przed nocą. - mówię, próbując zmienić temat. - Idę się szykować.
 - Dobrze. Do zobaczenia.
 - Pa.
 Po niecałej minucie siedzę obok Eleonor i Lorridy zastanawiając się jak mam się ubrać na Biegun.

1 komentarz:

  1. Następny wspaniały rozdział :) W sumie nic się w nim nie dzieje- ale cudowny :) Mam nadzieje,że w następnym rozdziale już będą na tym biegunie ;)
    Pozdrawiam, lottie1

    OdpowiedzUsuń