sobota, 22 września 2012

Rozdział IV

 Siedzę otulona kocem i popijam kakao. Czekam na Rachel i Skyler. A jeżeli Louise je dopadł? Boję się otwierać drzwi, bo za nimi może stać każdy... A na dodatek, taty i Nelly nadal nie ma. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Wstaję, zabieram koc i patrzę przez wizjer kto to. Przed drzwiami stoi Skyler. Otwieram i rzucam jej się w ramiona.
 - Co się stało? - zamyka drzwi, a ja szybko je zaryglowuję.
 - Długa historia... - mówię i patrzę na nią przepraszającym wzrokiem.
 - A gdzie Nelly i twój tata. - pyta udając, że nie było tematu.
 - Chciałabym wiedzieć. - wzdycham. W tym samym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram, a do domu wbiega rudowłosa Rachel. Odgarnia włosy z twarzy i rzuca mi się na szyję. Skyler zamyka na klucz drzwi i idzie do kuchni zrobić nam coś ciepłego do picia.
 - Avy! - krzyczy z kuchni. Szybko podbiegam tam i właśnie otwieram usta, gdy widzę liścik w dłoni dziewczyny.
 - Co to? - pytam.
 - Mnie się pytasz? - mówi. Patrzymy sobie przez chwile w oczy. Ona w moje, jasnoniebieskie, a ja w jej, brązowoszare. W końcu zarzuca włosami i powraca do przyrządzania napoi. Rudowłosa Rachel bierze do ręki mały skrawek papieru z mojej dłoni i otwiera go. Im dalej jest tym bardziej rozszerza włosy.
 - Co tam jest? - pytam zniecierpliwiona. Rachel podaje mi papierek i wkłada do ust rude włosy. Przez chwilę patrzę na nią z góry, ale nie mogę się powstrzymać od przeczytania liściku. Został napisany, sądząc po jakości, drogim piórem i pięknym pismem. Zaczynam czytać, a oczy tak jak u poprzedniczki w miarę czytania, powiększają się. Liścik bowiem głosi:
,,Kochana Elizabeth. 
 Twoja mamusia czeka na Nelly. Ty będziesz następna.
 Powodzenia suko.''
Rozglądam się szybko po pokoju. Kto mógł to napisać? Szybko zasłaniam wszystkie okna i zamykam jeszcze raz drzwi.
 - Skąd to masz? - pytam dysząc.
 - Leżało tutaj. - Skyler pokazuje na blat.
 - Dzwonię po Audrey. Nie chciałam jej budzić. - wyciągam telefon i wybieram numer.
 Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty.
 - Wybrany abonent jest poza zasięgiem. - odpowiada mi telefon.
 Sytuacja powtarza się jeszcze raz. Za trzecim razem wybieram numer domowy. A jeśli coś jej się stało? I znowu pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Już mam się rozłączać, gdy ktoś odbiera telefon.
 - Halo? - pytam. - Z kim rozmawiam?
 Ale w słuchawce słychać tylko głębokie oddechy i wydechy powietrza. Nagle słyszę krzyk Audrey i świst powietrza. Najwyraźniej ktoś rzucił słuchawką. Odkładam telefon i rzucam się do drzwi. Skyler i Rachel biegną za mną. Otwieram drzwi i krzyczę. W nich stoi Louise. Próbuję je zamknąć, ale on wchodzi. Z pogardliwym uśmieszkiem odrzuca na bok Rachel, która próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Idzie w moją stronę, a ja cofam się. Wpadam po drodze na lampę, którą przewracam i spadam na sofę. Szybko zeskakuję z niej i dalej oddalam się od Louise'a. To on to wszystko zrobił! Na pewno. Bo kto inny...?
 - Co zrobiłeś Nelly, tacie i Audrey? - pytam drżącym głosem.
 - Ja? Niiic. - mówi z pogardą i śmiechem.
 - Gdzie oni są?
 Jego odpowiedzią jest śmiech. Wpatruję się w niego i widzę, że przybyło mu mięśni od spotkania nad jeziorem. Zjawia się tuż przede mną i łapie mnie za rękę.
 - Witaj. - szepcze do mojego ucha. - Mogę cię zjeść?
 Oblizuje sobie wargi i zbliża się do mojej szyi. Nagle Skyler rzuca w niego talerzem, który rozbija mu się o głowę, a ja mogę uciec. Co prawda kilka kawałków szkła wbiło mi się w ciało, ale uciekam przez otwarte drzwi i biegnę przed siebie. Odwracam się. Dziewczyny także biegną. Nie widzę tylko... Wpadam na Louise'a, który zakrywa mi teraz usta dłonią. Próbuję coś z siebie wydusić, ale coraz mocniej ściska moją twarz. Obok niego pojawiają się nagle dwie czarne osoby. Coraz mniej widzę. Zapadam w sen. Nieświadoma cierpienia, zasypiam. Tym snem, z którego żaden człowiek się nie budzi. Ostatnim spojrzeniem otaczam jego. Majaczę - widzę skrzydła. Ciemność zamyka mi oczy i wysysa cenne życie. W szarości powstałam, w szarości umieram. Odchodzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz