niedziela, 23 września 2012

Rozdział VI

 - Nie rozumiem. - mówię po dłuższej chwili milczenia. - Kim ty jesteś?
 - Potworem. - wpatruje się we mnie. Nagle zdejmuje koszulkę i podaje mi ją. - Zimno ci.
 - Dziękuję. - teraz patrzę na jego umięśnioną klatkę piersiową. Boże, czemu on jest tak wspaniały?
 - Więc, jeżeli mnie... - nie mogę wydusić z siebie tego słowa. - To dlaczego chcesz mnie zabić? Nie rozumiem.
 - W nocy przechodzę przemianę. Staję się tym parszywym potworem, który... chce zabić wszystko co kocham. - łapie mnie za rękę i przybliża się. - Przepraszam. Nie chcę tego robić, ale nie mogę nic zmienić. Ucieknij. Ucieknij jak najdalej ode mnie. Podczas tej nocy, moje siły wzrosną dwukrotnie.
 - Pełnia. - szepczę.
 - Właśnie. - mówi coraz szybciej. - Uciekaj. Może cię nie dogonię. Jeżeli jednak tak się stanie...
 - To mnie zabijesz. - mówię słabym głosem. Wpatruję się swoimi niebieskimi oczami w jego twarz, która znajduje się jakieś pięć centymetrów od mojej. Po jego policzku spływa kryształowa łza. Ścieram ją kciukiem i gładzę go po twarzy. Nagle on wstaje i odsuwa się ode mnie.
 - Nie udawaj. - warczy. - Wiem, że mnie nie kochasz. Nie kocha się potwora, który chciał cię ZABIĆ!
 Jego wrzask rozszedł się echem po jaskini. Usłyszałam trzepot skrzydeł ptaków uderzających w powietrze. Właśnie bardzo rozzłościłam potwora, który jest w stanie mnie zabić. Boże, co mam robić? Zrzucam z siebie jego koszulę i bluzkę i na czworakach podchodzę do Louise'a.
 - Lou, spokojnie. - jestem już u jego stóp. Podnoszę się i dotykam jego torsu. - Wszystko będzie dob...
 - NIE! - Louise nie wytrzymuje i odpycha mnie jedną ręką. Ma ogromną siłę. Lecę przez całą jaskinię po czym uderzam o kamienną ścianę. Wydaje z siebie coś w rodzaju pisku i opadam na podłogę. Widzę podbiegającego Louise'a. Kulę się pod jego dotykiem. Widzę w jego oczach ból, smutek i nienawiść. Bierze mnie na ręce i patrzy na niebo. - Jeszcze chwila. - mruczy pod nosem. Chłopak wybiega ze mną z jaskini. Nagle wszystko znika, świat zasłaniają skrzydła. Patrzę na Louise'a. On także na mnie patrzy.
 - Tym jestem. - mówi. Wielkie czarne skrzydła wyrosły z jego łopatek. Ponownie słyszę trzepot skrzydeł uderzających o powietrze, ale tym razem o wiele głośniejszy. Wznosimy się nad ziemię, a potem ponad chmury. Widzę z góry malutkie punkciki, ludzi. Budynki, które na ziemi są tak wielkie teraz wydają się pudełeczkami po zapałkach. Widzę stary, opuszczony dom, w którym się dzisiaj obudziłam.
 - Znasz Eleonor? - niemalże wrzeszczę, aby przekrzyczeć wiatr. Najwyraźniej bardzo szybko lecimy.
 - Tak. Kiedyś ci opowiem. - podrzuca mnie i wydaje mi się, że zaraz spadnę w dół. Łapie mnie jednak i lecimy dalej przez deszcz. Musi to nieźle wyglądać. Dwójka ludzi, wielkie, czarne skrzydła i deszcz... Czuję, że bardziej mnie przytula i jest mi cieplej. Jednak obolałe plecy nie dają mi żyć. Chyba coś mi połamał. Zamykam oczy i odlatuję. Ostatnią moją myślą był ból i ten anielski uśmiech...

***
 Budzę się w małym drewnianym domku. Przez okno wpada słońce i słychać szum fal. Gdzie mnie zostawił? Nade mną stoją dwie kobiety. Jedna o ciemnej karnacji, a druga... Eleonor!
 - Eleonor! - wyrywa mi się słabym głosem. Kobieta z małą psinką na rękach odwraca się w moją stronę i uśmiecha. 
 - No, wreszcie się obudziłaś. I jak? Dowiedziałaś się tego czego chciałaś? - zapytała przekrzywiając buzię. - Nieźle obmyślił ten twój kochaś. - śmieje się duszka.
 - Co? - nie rozumiem toku jej myślenia, a na dodatek wszystko mnie boli.
 - Przyleciał z tobą tam gdzie jest dzień. Wtedy się nie zmieni i ma cały czas ciebie przy sobie. O ile dobrze się orientuję to niedługo lecicie na Biegun Południowy. Jest tam teraz dzień polarny, a więc Louise nie będzie się zmieniał. - mówi z uśmiechem Eleonor.
 - Ale jak to?! A co z Nelly, tatą, Audrey, Rachel i Skyler?! Gdzie on jest?! - podnoszę się, choć kręci mi się w głowie i wybiegam z pokoju. Wybiegam z domku na słońce i wpadam na Louise'a.
 - Dzień dobry. - mówi zadowolony. - Ładnie tu prawda?
 - A co z Nelly, tatą, Audrey, Rachel i Skyler?! - pytam.
 - Spokojnie. Muszę trochę z tobą pobyć. Musisz zobaczyć, przekonać się, że nie jestem potworem. - mówi ze smutkiem, a ja tracę całą złość i wpadam mu w ramiona. - Muszę dowiedzieć się co zrobić, aby cię nie zabić podczas nocy.

3 komentarze:

  1. Kolejny wspaniały rozdział + mój kolejny pochwalający cię komentarz! :) Nie wiem co sama mam napisać, na miejscu Lizzy już dawno bym chyba umarła ze strachu :) Pisz dalej, PISZ PISZ!
    lottie1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dopiero teraz się skapnęłam. Lou i Eleanor, skąd ja znam tą parę.. :)
      lottie1

      Usuń
  2. To nie był zamierzony efekt. :D
    Dopiero Ty uświadomiłaś mi o nich. ;p

    OdpowiedzUsuń