sobota, 18 maja 2013

Rozdział IX

 - Audrey myślisz, że wszystko z nią w porządku? - pyta zaniepokojona Rachel przysuwając do siebie kubek z gorącą herbatą. Siedzą przy stole w domu Audrey. Za oknem leje deszcz, a w domu cichutko trzeszczy drewno w kominku.
 - Nie wiem co o tym myśleć. Znikła ona i on... - odpowiada trzęsącym się głosem Audrey.
 - A rozmawiałaś z jej tatą i Nelly?
 - Tak. Też nie wiedzą gdzie może być.
 - Spokój. - wtrąca się Skyler. - Na pewno wszystko jest dobrze. Może jest u rodziny?
 - A czemu nie wiedziałby o tym jej ojciec? - sarkastycznie pyta Audrey.
 - A... Jeżeli ona... nie żyje? - drobną Rachel wstrząsa dreszcz na myśl o stracie przyjaciółki.
 Dziewczęta przytulają się do siebie.
 - Wiecie... - kontynuuje Rachel. - Każdej nocy... Boję się, że Louise tu wróci.

 ***
 Nelly siada na ich wspólnym materacu i gładzi poduszkę. Gdzie ona może być? - rozmyśla upuszczając jedną, małą łezkę na kołdrę. Nagle otwiera się okno. Nelly wstaje i zamyka je. Odwraca się i zamiera. W drzwiach stoi jej matka. 
 - Mama! - krzyczy zduszonym głosem. Rzuca się jej na szyję i mocno wtula głowę w jej brązowe włosy. Caroline Stilles odwzajemnia uścisk i uśmiecha się. Czuje mokrą plamę na swoim ramieniu.
 - Nie płacz, kochanie. - mówi i całuje ją we włosy.
 W drzwiach stoi Tom Stilles i z uśmiechem na twarzy przygląda się żonie i córce. Po chwili podchodzi i dołącza się do uścisku.

***
 - Daleko jeszcze, Shira? - pytam psa z nadzieją, że może odpowie. Jestem okropnie zmęczona i głodna. Ciekawe ile już przeszliśmy. Patrzę na Louise'a. Chyba także jest odrobinę zmęczony. 
 - Poczekaj tutaj. Podlecę kawałek do góry i zobaczę czy widać jakąś wioskę. - mówi i bez zastanowienia rozpościera skrzydła. Właśnie chcę powiedzieć, że przecież będzie idealnie widoczny na tle białego śniegu i lodu z tymi czarnymi skrzydłami, gdy widzę, że są białe.
 - Louise... Dlaczego twoje skrzydła są białe? - lekko zaniepokojona podchodzę do chłopaka.
 - Jak to? - ogląda się i uśmiecha. - To dzięki tobie! Lizzy jesteś niesamowita! Dzięki tobie nie jestem już Aniołem Ciemności! 
 Lou rzuca mi się w ramiona i całuje. 
 - Wyzwoliłaś mnie z tego... Jesteś źródłem dobroci! To wszystko wyjaśnia...
 - Ale jak to? - jąkam się.
 - Nieważne. - bierze mnie na barana i leci powoli w kierunku wioski. Shira biegnie za nami z wystawionym językiem.
 - Widzę! - krzyczę. Louise ląduje i schodzę z jego pleców. Chłopak chowa skrzydła i bierze mnie za rękę. Idziemy kawałek do wioski wraz z psem.
 - Covers, patrz! - krzyczy jakaś mała dziewczynka do chłopca. - To nasz piesek!
 - Nataliee, to niemożliwe Piesia już by nie żyła... - mówi dziecko i odwraca się w naszą stronę. Shira wyrywa się i skacze na dziewczynkę liżąc ją.
 - To ona! - krzyczy dziewczynka. Podchodzimy bliżej, ale przestraszone dzieci odsuwają się. Nagle podbiega kobieta nie wiele starsza ode mnie i chwyta dzieci.
 - Czego chcecie? - warczy na nas kobieta.
 - Spokojnie. - mówię. - Nie chcemy zrobić wam niczego złego. Przyprowadziliśmy waszego psa.
 Wskazuję na Shirę. Kobieta rozluźnia się i wstaje.
 - Dziękujemy. Teraz możecie iść. - mówi.
 - Właściwie... - zaczyna Lou. - Chcieliśmy zapytać czy możemy zamieszkać w waszej wiosce. Wybudujemy sobie igloo, ale chcielibyśmy mieszkać wśród was i wam pomagać. - kobieta patrzy na Louise'a nieufnie i spogląda na mnie.
 - Naprawdę. Dajcie nam szansę. - szepczę. Kobieta puszcza dzieci i podaje mi rękę w rękawiczce.
 - Sophia. - mówi. - A to moje dzieci: Covers, - pokazuje na chłopca. - i Nataliee. - dziewczynka podbiega do mnie i przytula się. Mimowolnie się uśmiecham i odwzajemniam uśmiech.
 - Jestem Elizabeth, a to jest Louise - wskazuję na mojego Anioła. Sophia przygląda się nam, gładząc psa. Szczególnie interesuje ją Louise, na którego patrzy spod przymrużonych powiek.
 - Pójdę wybudować igloo. - informuje nas Louise.
 - Mogę wam w czymś pomóc? - pytam, patrząc na Sophię i jej dzieci.
 - Ty nie. Ale ja tobie mogę pomóc wiele. - otwieram szeroko oczy z zaskoczenia. - Chodź za mną.
 Kobieta prowadzi mnie do swojego igloo obłożonego najróżniejszymi futrami. Po środku, w palenisku, płonie ogień. Nataliee i Covers nie weszli razem z nami.
 - Wiesz kim on jest? - pyta Eskimoska z niepokojem.
 - Tak, wiem, ale ty... - język mi się plączę.
 - Ja też to wiem. Wiesz jak bardzo on jest niebezpieczny? Mógłby cię zabić w pół minuty! Trzymaj się od niego z daleka! Anioły Ciemności nie mimo swego pięknego wyglądu nie są dobre! Uciekaj od niego! I nieważne, że przyleciał tu z tobą, żeby oderwać się od nocy. To nad nim panuje! Żądza głodu, krwi.
 - Ale...
 - Mówił, że nie pija krwi? - przerwała mi Sophia, zdejmując rękawiczki. - Znam te sztuczki. Potem cię pocałuje, a następnie rozerwie ci szyję.
 - Skąd możesz o tym wiedzieć?!
 - Bo moja córka umarła w dzień! - jej głos zadrżał. - To zdarzyło się tutaj. W tym domu. Czasami mnie odwiedza, ale nie mogę jej nawet dotknąć... On był wampirem połączonym z Aniołem Ciemności. To najgorsze potwory! Uwierz mi, nie warto narażać swojego życia w jego towarzystwie. Pomogę ci stąd uciec. Zorganizuję wszystko co potrzebne, mój mąż cię...
 - Dziękuję za ostrzeżenia. Ale dam radę - wchodzę jej w słowo usiłując powstrzymać łzy.
 - Popełniasz wielki błąd! - krzyknęła, gdy wychodziłam. - Czekaj!
 Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Sophia złapała mnie za ramię i zacisnęła na nim dłoń tak, że swoimi szponami wbiła mi się w skórę. Rozprostowała drugą dłoń, a ja poczułam silny ból w skroniach i upadłam na ziemię. Krzyknęłam. Oczy zaszły mi mgłą. Nie potrafiłam teraz racjonalnie myśleć. Usłyszałam tylko słowa z jej ust:
 - Uciekaj póki to możliwe. Póki nie zmieni cię w taką jak on. Zabij go. Albo ja zabiję ciebie. Jesteś źródłem dobroci, nie chcę cię w MOJEJ wiosce. Tu panuje zło.
 Louise wbiegł do igloo i powalił na ziemię Sophię.
 - Jeżeli jeszcze raz ją skrzywdzisz, będziesz na tamtym świecie wraz z Emily. - powiedział ostro Louise, a ja odpłynęłam.