Wchodzę do swojego małego pokoiku i zamykam za sobą drzwi. Padam na materac i uśmiecham się. Niemożliwe. Ten dzień nie był szary! Kolorowe ptaki, barwy lasu, Louise i tata... Wszystko nabrało koloru. Zaraz pewnie wróci też Nelly. Była u babci. Ciekawe czy ona także odczuwa szarość naszego życia. Wstaję i sięgam po notes. Otwieram złotą kłódeczkę i wyciągam długopis.
,,Trzynasty dzień października. Warto zapamiętać ten dzień. Był taki kolorowy... Spotkałam kogoś interesującego i byłam w lesie. Pokazał mi piękne miejsce. Jest tam wodospad i mnóstwo kolorowych ptaków i kwiatów. Czuję, że jeszcze tam wrócę. Chłopak o imieniu Louise jest intrygujący. Coś mnie do niego przyciąga. A ojciec... Chce znaleźć pracę. Ciekawe jak mu to wyjdzie. Jednak trzymam za niego kciuki. Niedługo wróci pewnie Nelly od babci, ale nie pogrążymy się w szarości. Chcę abyśmy tego dnia zrobiły coś wyjątkowego.''
- Elizabeth Avy Stilles = Nastrój - wreszcie szczęśliwa =
Otwieram szafkę Nelly i wyciągam z niej kolorowe kredki. Maluję pod wpisem piękny las i wodospad. Taki sam jak w lesie. Podpisuję inicjałami i zamykam zeszyt na klucz. Chowam go i wstaję. Słyszę otwierające się drzwi wejściowe. To pewnie Nelly. Schodzę na dół. Ojca nigdzie nie ma. Staję w drzwiach i rozglądam się. Żadnych śladów. Ale przecież słyszałam... Biorę telefon domowy i dzwonię na starą komórkę ojca. *Drrryn, drrrryn* słyszę i rozłączam się. Przestraszona wychodzę z domu i idę nad strumień. Zastaję tam Louise'a.
- Louise! - wołam. - Przecież spieszyłeś się do domu!
Podbiegam do niego i uśmiecham się. Robi się ciemno więc słabo widzę jego twarz.
- Och. Wykonałem już to co miałem do zrobienia. Lubię tutaj być. - Louise przepłukuje twarz wodą i uśmiecha się do mnie. Siadam obok niego i podciągam nogi pod brodę.
- Nie widziałeś może idącej gdzieś w pobliżu małej dziewczynki? Moja siostra była u babci i miała już wrócić. - Louise kiwa głową i marszczy brwi.
- Czemu miała przyjść sama? - pyta.
- Babcia mieszka dwa domy dalej. Może ojciec po nią poszedł. - mruczę.
- Ile ona ma lat? - ciekawi Louise'a.
- Skończy sześć w tym roku. - uśmiecham się na wspomnienie Nelly. - Skąd wiedziałeś jak mam na drugie imię? - przypominam sobie sytuację i wyrzucam z siebie pytanie nie zastanowiwszy się.
- A jak masz na drugie imię? - Louise wygląda jakby nie wiedział o co mi chodzi.
- Avy. Przecież wiedziałeś... - plącze mi się język i nie wiem co powiedzieć. Wszystko jest takie dziwne.
- Nie wiedziałem. - śmieje się. - Przesłyszało ci się.
Zapadł zmrok, ale nie chce mi się iść do domu.
- Louise - mówię w końcu, gdy widzę księżyc wysoko na niebie. - Muszę iść.
- Nie idź. - mówi zachęcająco. - Jeszcze chwila.
Przybliża się do mnie, a ja uciekam.
- Przepraszam, ale... - Louise łapie mnie za nogę.
- Zostań! - krzyczy.
Wyrywam się i biegnę ile sił w nogach do domu. Słyszę, że mnie goni. Na szczęście jestem szybka. Wbiegam do domu i zatrzaskuję drzwi.
- Tato! - krzyczę. - Nelly!
Nikt się nie odzywa. Biorę telefon i dzwonię na komórkę ojca. *Drrryń, drrryń*. Rozłączam się i wybieram numer do przyjaciółki.
- Hej, Skyler. Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale czy mogłabyś do mnie przyjechać? - nadal dyszę po biegu, ale jakoś wykrztuszam z siebie te słowa.
- Teraz? - pyta z niedowierzaniem Skyler. - Okey. Już się zbieram. Za pięć minut będę.
Wybieram następny numer. Tym razem do drugiej przyjaciółki, Rachel. Powtarzam to co powiedziałam Skyler, a Rachel się zgadza.
Już sie nie mogę doczekać 4 rozdziału pisz dlaej.
OdpowiedzUsuń< 3
O boże.. Pisz dalej bo się posikam xD Mówię naprawdę..
OdpowiedzUsuńlottie1